19 uwag do wpisu “Pamięci pomordowanych Kresowian – Krakowianie pod konsulatem Ukrainy

  1. http://www.radiokrakow.pl/www/home.nsf/ID/TMUR-7TTGZ9

    W rocznicę „Krwawej niedzieli”
    2009-07-10

    Blisko 150 osób manifestowało pod Konsulatem Ukraińskim w Krakowie.

    Manifestację zorganizowano w rocznicę „krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 roku. Ukraińska Powstańcza Armia zaatakowała wtedy 167 kościołów na Wołyniu, mordując w czasie liturgii niedzielnej wielu księży i prawie 10 tysięcy wiernych.

    Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski w imieniu rodzin ofiar odczytał petycję skierowaną do władz Ukrainy:

    Posłuchaj

    Manifestacja takie jak ta pod konsulatem w Krakowie mają nakłonić władze ukraińskie do uznania zbrodni wołyńskiej.

    W latach 1939-1947 na Kresach Wschodnich z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło – według różnych źródeł od 100 do 150 tysięcy Polaków, a także wielu Żydów, Ormian i przedstawicieli innych narodowości.

  2. 66. rocznica mordu na Wołyniu

    http://www.rp.pl/artykul/2,332527_66__rocznica_mordu_na_Wolyniu_.html

    W całym kraju Kresowianie wspominają krwawą niedzielę na Kresach Wschodnich

    Śmierć Lachom – krzyczeli bojownicy z UPA, którzy o świcie 11 lipca 1943 r. weszli do kilkudziesięciu polskich wsi na Wołyniu. Siekierami, młotkami i wszystkim, co wpadło im w ręce, bestialsko wymordowali kilka tysięcy osób. Odchodząc, palili osady.
    W rocznicę tych wydarzeń, nazwanych krwawą niedzielą, kresowianie organizują uroczystości.
    W piątek przed konsulatami generalnymi Ukrainy w Krakowie i Lublinie rodziny ofiar modliły się za nich. W Krakowie złożyły na ręce urzędników konsulatu apel do władz Ukrainy o ustawienie krzyży na mogiłach krewnych (są tylko na 8 proc.). W Lublinie zebranym nie udało się porozmawiać z konsulem. Brama placówki była zamknięta, milczał też telefon konsulatu.
    – Takie jest właśnie stanowisko ukraińskich władz wobec Kresowian – podsumował Zdzisław Koguciuk, organizator lubelskiej pikiety. Jej uczestnicy zostawili przed bramą krzyż z biało-czerwoną szarfą. – By konsul zawiózł go na Ukrainę – powiedział Konrad Rękas, lubelski działacz narodowy.
    Podobny protest odbył się w Warszawie przed Sejmem.
    W sobotę w Chełmie odsłonięty zostanie Krzyż Wołyński upamiętniający ofiary UPA, TVP wyemituje film „Było sobie miasteczko” o zagładzie Kisielina na Wołyniu. Zbiorowe modlitwy w intencji pomordowanych zaplanowano w Zielonej Górze i Tarnowie. W niedzielę uroczystości odbędą się w Bydgoszczy. W Legnicy w kościele Ojców Franciszkanów homilię wygłosi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
    – Kresowianie skoordynowali działania, dzięki czemu ich głos jest słyszalny w całym kraju – powiedział „Rz” Isakowicz-Zaleski.
    Tego samego dnia msza za pomordowanych zostanie odprawiona w katedrze w Łucku. Transmisję na żywo o godz. 13 nada TVP Polonia.
    Rzeczpospolita

  3. http://www.rp.pl/artykul/15,332245_Kresowiacy_chca_uczczenia_ofiar_na_Wolyniu.html

    Kresowiacy chcą uczczenia ofiar na Wołyniu
    jen 10-07-2009, ostatnia aktualizacja 10-07-2009 16:49
    Przedstawiciele organizacji kresowych apelują do władz Ukrainy o wyrażenie zgody na upamiętnienie miejsc śmierci Polaków poległych na Wołyniu i Podolu w latach 1939-1947.
    Kilka osób, przedstawicieli rodzin pomordowanych na Wołyniu, zgromadziło się na ulicy przed konsulatem Ukrainy w Lublinie. Zapalili znicze, odmówili modlitwę za zmarłych i udali się do konsulatu, aby złożyć apel, ale drzwi do budynku były zamknięte.
    – Taki jest stosunek do nas, kresowiaków. Nasze pisma, petycje pozostają bez odpowiedzi. Czy jest różnica, czy ludzie zginęli w Katyniu, czy na Wołyniu? To są Polacy, patrioci. 200 tysięcy ludzi tam leży w dołach porośniętych drzewami i krzewami i nikt się o nich nie upomina – powiedział dziennikarzom Zdzisław Koguciuk, którego krewni zostali pomordowani na Wołyniu.
    W apelu do władz ukraińskich kresowiacy przypominają, że 11 lipca mija 66. rocznica „Krwawej niedzieli” na Wołyniu, kiedy – jak piszą – o świcie oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii otoczyły i zaatakowały 167 polskich wsi, mordując księży i setki bezbronnych wiernych modlących się w kościołach. – Na większości zbiorowych mogił do tej pory nie postawiono nie tylko pomnika, ale i nawet krzyża – czytamy w apelu.
    Autorzy apelu podkreślają, że wzajemne relacje Polski i Ukrainy trzeba budować na prawdzie. – Środowiska kresowe zgodnym głosem mówią, że wydarzenia na Wołyniu dłużej nie mogą dzielić narodu polskiego i ukraińskiego – napisali.
    PAP

  4. ROZMOWA. – Chodzi nam tylko o pamięć – mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

    Aktualności | Kraj 2009.07.11 06:00 Piłka nożna nie zastąpi krzyża

    http://www.dziennikpolski24.pl/Artykul.100+M52ced2f8c92.0.html

    Około 200 osób wzięło wczoraj udział w pikiecie pod Konsulatem Generalnym Ukrainy w Krakowie. W Warszawie kresowianie protestowali w samo południe przed Sejmem. Przekazali marszałkowi petycję, domagając się uczczenia uchwałą pomordowanych przez UPA Polaków. Czy posłowie tym razem pochylą się nad nią?

    – Mamy taką nadzieję, choć poprzednią petycję wicemarszałek Kalinowski schował gdzieś do szuflady. A chodzi w niej o uczczenie pomordowanych obywateli II RP, potępienie nacjonalistów-zbrodniarzy, ale także o oddanie czci tym Ukraińcom, którzy nie tylko nie brali udziału w rzezi na Wołyniu, lecz ratowali Polaków. To byli tacy Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata. To nie jest więc pikieta czy petycja skierowana przeciwko narodowi ukraińskiemu. Chodzi nam o pamięć, nie o zemstę.
    Na jednym z transparentów, jakie rozwinięto przed konsulatem w Krakowie, napis głosił: „Ukraino, dlaczego nie ma krzyży na mogiłach 150 tysięcy zamordowanych Polaków?”. To jednak także pytanie do polskich władz, które o możliwość takiego upamiętnienia ofiar mordów specjalnie się nie upominają.
    – Można nawet powiedzieć: to pytanie przede wszystkim do polskich władz. Akurat w piątek premier Tusk gościł w Kijowie i rozmawiał z premier Julią Tymoszenko o piłce nożnej. Nie mamy nic przeciwko temu, piłka nożna też jest potrzebna, ale w trakcie rozmów szefów rządu warto choćby wspomnieć o umieszczeniu na mogiłach Polaków krzyży, na co ciągle w wielu ukraińskich miejscowościach nie ma zgody. Tylko 8 procent polskich mogił upamiętniono w ten sposób. To nie jest jednak niemożliwe, tym bardziej, że przecież bandyci z UPA wcale nie są gloryfikowani na całej Ukrainie, jedynie w jej zachodniej części. I to, rzecz jasna, nie przez wszystkich. W naszych wzajemnych relacjach potrzebna jest prawda. Bez niej niczego razem nie zbudujemy. Ważna jest i piłka nożna, i gaz, i mogiły ofiar.
    Czemu polscy politycy tak niechętnie upominają się o uczczenie ofiar UPA? Przecież Ukrainie zależy na dobrych stosunkach z Polską i uzyskanie zgody np. na budowę pomnika czy krzyża nie powinno być trudne.
    – Według mnie, jednym z najważniejszych powodów takiego stanu rzeczy jest fakt, iż Polsce brak polityki wschodniej. Nasze władze działają z doskoku, wykonują jakieś „szarpane” ruchy. Nie ma jasnej linii postępowania w tej dziedzinie. Poza tym, część polityków uważa, że poruszając trudne tematy, zepsujemy sobie dobre stosunki z Ukrainą. To kompletne nieporozumienie. Takie zachowanie, czyli chowanie głowy w piasek, sprzyja gloryfikowaniu SS Galizien i banderowców, do czego dochodzi wśród nacjonalistów.
    Pikiety, zapalanie zniczy inaugurują Dni Pamięci o Wołyniu, obchodzone tym razem w wielu miastach. Czego po tegorocznych uroczystościach spodziewają się kresowianie?
    – Zależy im przede wszystkim na jedności środowiska, zwłaszcza że w politykach przestali pokładać nadzieje. Nie chodzi jednak o tworzenie żadnych ugrupowań, lecz o to, by dzieci i wnuki kresowian przejmowały tę pałeczkę i by nie zapomniały o tamtych strasznych wydarzeniach.
    Akurat to chyba się udaje. Na uroczystości przychodzi coraz więcej osób. Zresztą także krakowski konsulat Ukrainy przyjął apel do prezydenta Juszczenki.
    – To prawda. W Lublinie z konsulatu nikt nie chciał wyjść. Mobilizację środowiska kresowian, paradoksalnie, wywołały obchody 65. rocznicy rzezi na Wołyniu w 2008 roku. Wtedy nie było na uroczystościach ani prezydenta, ani premiera, ani żadnego z biskupów. To wywołało wstrząs i zmusiło do aktywności. Do mediów także te problemy coraz częściej się przebijają. Ludzie się tym interesują. Pomagają także spektakularne wydarzenia. Choćby pielgrzymka kresowian, nad którą po raz pierwszy patronat przyjął prezydent Lech Kaczyński, czy wreszcie niedawny protest przeciwko przyznaniu przez KUL doktoratu honoris causa Wiktorowi Juszczence.
    Udział w takich akcjach jednak sporo kosztuje. U niektórych ksiądz ma już i tak opinię radykała.
    – Usłyszałem nawet właśnie, że jestem polskim odpowiednikiem Eryki Steinbach. To niesprawiedliwa ocena. Kresowianie nie domagają się przecież tego, czego chce szefowa Związku Wypędzonych. Nie ma mowy o powrocie Polaków na Wschód, o zmianie granic. Chodzi nam tylko o pamięć. Stąd nasz apel do Wiktora Juszczenki o jak najszybsze ustawienie krzyży i innych znaków pamięci na wszystkich mogiłach naszych krewnych.
    Rozmawiała: Ewa Łosińska

  5. Nie milczeć o Wołyniu

    http://www.rp.pl/artykul/2,332530.html

    Piotr Zychowicz 11-07-2009, ostatnia aktualizacja 11-07-2009 06:56
    Ukraińcy ostrzeliwali świątynię, przez okna wrzucali granaty, wreszcie ją podpalili – mówi Maciej Wojciechowski, filmowiec dokumentalista

    Rz: Co się stało 11 lipca 1943 roku w Kisielinie?
    Maciej Wojciechowski: To samo co w około 100 innych miejscach na Wołyniu. Tego dnia doszło do apogeum masowych morderstw Polaków popełnionych przez nacjonalistów ukraińskich. W Kisielinie UPA zaatakowała kościół w czasie mszy. Wierni podjęli desperacką obronę i budynek zamienił się w oblężoną twierdzę. Ukraińcy ostrzeliwali świątynię, przez okna wrzucali granaty, wreszcie ją podpalili. Zginęło 99 osób, w tym dzieci.
    O tej tragedii w pańskim filmie „Było sobie miasteczko” opowiada jedna z osób, które brały udział w obronie.
    To pani Aniela Dębska. W filmie występują również inni członkowie rodziny Dębskich (m.in. znany kompozytor Krzesimir), która mieszkała w miasteczku od lat i padła ofiarą zbrodni. Ci jej członkowie, którzy przeżyli, musieli opuścić rodzinne strony, zresztą tak jak wszyscy mieszkający w Kisielinie Polacy.
    Pojechał pan do Kisielina i rozmawiał z jego mieszkańcami. Spotkał się pan z wrogością?
    Wprost przeciwnie. Ludzie chętnie opowiadali i z nostalgią wspominali „polskie czasy”, gdy żyło się im lepiej niż teraz. W Kisielinie współżycie między Polakami a Ukraińcami układało się znakomicie. Ci ludzie odwiedzali się nawzajem, pożyczali sobie różne rzeczy, użyczali sobie studni.
    Skoro na Wołyniu panowała taka sielanka, to dlaczego w 1943 roku ukraińscy sąsiedzi wymordowali polskich?
    Część Ukraińców była zapewne zastraszona przez UPA, która w drobiazgowy sposób zaplanowała zbrodnię. Przypominam, że ludzie, którzy pomagali Polakom, byli mordowani. Część zabójców chciała wejść w posiadanie należących do sąsiadów przedmiotów. Część była zaślepiona hasłami nacjonalistycznymi.
    To nie tłumaczy straszliwego okrucieństwa.
    Rzeczywiście. Znam na przykład relację o tym, jak na oczach matki upowcy obcięli chłopakowi genitalia i wepchnęli je w usta kobiety. Takich historii są tysiące. Tego się nie da wytłumaczyć.
    Czy ofiary i ich potomkowie są usatysfakcjonowani stanowiskiem, jakie w sprawie ludobójstwa na Wołyniu zajmuje państwo polskie?
    Nie. Są rozgoryczeni i mają poczucie, że ta sprawa jest przemilczana. Ci ludzie wciąż czekają na jasne potępienie tego ludobójstwa. Na to, aż zło zostanie nazwane po imieniu. Tej sprawy nie można poświęcać na ołtarzu dobrych relacji z Ukrainą. Relacje te będą bowiem dobre tylko wtedy, gdy będą oparte na prawdzie.
    Dokumentalny film „Było sobie miasteczko” zostanie wyemitowany w sobotę, 11 lipca o 12.00 w TVP 1
    Rzeczpospolita

  6. Wołyń 1943 to było ludobójstwo
    12-07-2009,
    Rz
    66. rocznica mordów. UPA dokonała czystek etnicznych na bezbronnych Polakach – powiedziała w Chełmie wojewoda lubelska

    – Współcześnie to, czego na bezbronnej polskiej ludności dokonały w latach 1943 – 1944 Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojne ramię UPA, jest określane mianem czystek etnicznych i jako takie stanowi zbrodnię ludobójstwa. Było też zbrodnią ludobójstwa wtedy, w latach 40. XX w. – mówiła wojewoda lubelska Genowefa Tokarska na sobotnich uroczystościach w Chełmie. Tak mocne słowa padły podczas ceremonii odsłonięcia Krzyża Wołyńskiego i wmurowania kamienia węgielnego pod pomnik pomordowanych na Kresach Wschodnich.
    – Ta zbrodnia nie została osądzona, a winni nie otrzymali nawet symbolicznej kary. Z przykrością należy stwierdzić, że w niektórych ukraińskich kręgach cieszą się niezasłużoną sławą bohaterów narodowych – mówiła wojewoda. Pod wrażeniem jej wystąpienia jest dr Leon Popek, historyk z lubelskiego IPN badający zbrodnie na Wołyniu. – Cieszę się, że władze nazwały rzeczy po imieniu – komentował dla „Rz”. – Jestem za zbliżeniem, współpracą i pojednaniem polsko -ukraińskim, ale w duchu prawdy.
    – Pięknie powiedziane! – wzruszali się Kresowianie, potomkowie ofiar, podczas odsłonięcia dębowego krzyża z herbem województwa wołyńskiego, u stóp którego znajduje się głaz z tablicą epitafijną i napisem: „Jeżeli my zapomnimy o nich, Ty, Boże, zapomnij o nas”.
    – Dotąd miałem poczucie niespełnienia, bo tym, którzy oddali tam życie, winniśmy coś więcej. Jakiś widzialny znak na ziemi – mówił ks. Kazimierz Bownik, proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Chełmie, który poświęcił krzyż. – Budując pomniki i stawiając krzyże, nie kierujemy się pogardą i chęcią zemsty. Boli nas tylko, że za wschodnią granicą tej zbrodni nie potępiono.
    66 lat temu, 11 lipca, w niedzielę, z rąk ukraińskich siepaczy zginęło kilka tysięcy polskich mieszkańców Wołynia. Te wydarzenia nazwano później krwawą niedzielą. – Nie uszanowano nawet kościołów, gdzie schroniła się ludność polska – przypomniał wiceprezes Stowarzyszenia Pamięć i Nadzieja Stanisław Senkowski. A ksiądz Tadeusz Isakowicz -Zaleski ocenił, że krwawa niedziela to symbol wszystkich aktów ludobójstwa z lat 1939 – 1947 dokonanych przez organizacje nacjonalistów ukraińskich.
    – To, co się stało w 1943 r., jest świadectwem antychrześcijanizmu. Trudno pojąć, dlaczego ludzie ochrzczeni tak łatwo dali się opętać ideologii zabójstwa – powiedział.
    Chełm to jedno z wielu miejsc, w których w ostatnich dniach odbywają się obchody rocznicy krwawej niedzieli. W sobotę w Tarnowie przy Kurhanie Kresowym Kresowianie modlili się za ofiary Wołynia. W niedzielę w Legnicy odbyła się msza św. z homilią ks. Isakowicza-Zaleskiego, a w Bydgoszczy poświęcenie krzyża upamiętniającego pomordowanych Polaków w latach 1939 – 1947 na Wołyniu, Polesiu i w Małopolsce Wschodniej. Mszę w intencji pomordowanych odprawiono też w niedzielę w Łucku na Ukrainie. Przewodniczył jej biskup Markijan Trofimiak, ordynariusz diecezji łuckiej. – Przez tyleset lat mieszkańcy tej ziemi żyli w doskonałej zgodzie. I nagle staje się coś, czego nie potrafimy wytłumaczyć – mówił w kościele katedralnym. – Rodzi się pytanie: dlaczego brat podniósł rękę na brata?
    Posłuchaj, co powiedziała wojewoda lubelska

  7. http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=1949&PHPSESSID=f7f5367ee4e9e17710b7ca864f0c11f7

    Premierowi zabrakło odwagi 2009-07-14

    Nie jestem zdziwiony kolejnymi atakami personalnymi zastosowanymi wobec mnie przez „Gazetę Wyborczą”. Zbyt dobrze bowiem pamiętam jak 25 lat temu „Trybunu Ludu” atakowała tych księży związanych z „Solidarnością”, którzy mówili studentom i uczniom prawdę o ludobójstwie w Katyniu czy o przesladowaniu Kościoła w ZSRR..

    Nie jestem zdziwiony też gwałtowną woltą wojewody lubelskiego Genowefy Tokarskiej, która najpierw wypowiedziała słowo „ludobójstwo”, a później zaczęła gwałtownie tłumaczyć się, że to tylko jej prywatne zdanie, a nie stanowisko całego rządu. No cóż, to tylko funkcjonariuszka rządu Donalda Tuska, a nie mąż stanu. aż szkoda, bo przez chwile wydawało się, że jest inaczej.

    Jedyne, co mnie zaskoczyło to totalna nieobecnośc strony ukraińskiej. Nawet katoliccy księża ukraińscy nie chcieli, mimo zaproszeń, modlić się ze swymi bracmi Polakami. To mówi samo za siebie.

    Moja pochwała dla PSL jest szczera, choć na tę partię nie zagłosuję, głównie z powodu Waldemara Pawlaka i ww. pani wojewody.

    TVP Info: „Premierowi zabrakło odwagi”

    Autor: KAN
    12.07.2009, godz. 20:48

    Ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski (fot. PAP/W. Deska)
    W przededniu rocznicy Donald Tusk był w Kijowie. Rozmawiał z premier Julią Tymoszenko o piłce nożnej, a ani słowem nie wspomniał o Wołyniu. Zabrakło mu nawet odwagi żeby złożyć kwiaty na mogile pomordowanych, choć przejeżdżał obok – powiedział w TVP Info ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski.

  8. Nie ma powodu, by unikać słowa „ludobójstwo”

    Jerzy Haszczyński
    http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/07/13/nie-ma-powodu-by-unikac-slowa-„ludobojstwo”/

    Debata o Wołyniu cofnęła się o wiele lat. Politycy, od prezydenta Kaczyńskiego zaczynając, i publicyści, nie chcąc ranić czy drażnić Ukraińców unikają jak ognia słowa „ludobójstwo”, mówią o tragedii, zbrodni, mordzie. Dlatego wystąpienie wojewody lubelskiej, która na obchodach 66. rocznicy Wołynia użyła określenia „ludobójstwo”, wydaje się takie niezwykłe.

    Tak jednak nie jest. O ludobójstwie dokonanym na Wołyniu w 1943 roku mówił prezydent Aleksander Kwaśniewski, którego trudno uznać za nacjonalistę. Mówił o tym podczas obchodów 60. rocznicy ludobójstwa w Porycku, dzisiejszej Pawliwce. Obok niego stał prezydent Ukrainy Leonid Kuczma.

    Nie ma powodu, by zapominać o tamtych słowach. Mimo późniejszych wydarzeń na Ukrainie, mimo pomarańczowej rewolucji, w której zresztą Kwaśniewski odegrał ważną rolę, nie ma powodu, by cofać debatę o Wołyniu. Bo chodzi o prawdę, moralność i rację stanu. Chodzi też o ból rodzin wymordowanych na Wołyniu. Oraz o niebezpieczeństwo odradzania się kultu ukraińskich nacjonalistów, odpowiedzialnych za ludobójstwo.


    A oto to najważniejsze zdanie, które wypowiedział Kwaśniewski w lipcu 2003 roku w Pawliwce:

    „Wiem, że te słowa wielu mogą zaboleć. Ale żaden cel, ani żadna wartość, nawet tak szczytna jak wolność i suwerenność narodu, nie może usprawiedliwiać ludobójstwa, rzezi cywilów, przemocy i gwałtów, zadawania bliźnim okrutnych cierpień”.



    Przypominam duży fragment tego przemówienia:

    „Pełni bólu i żalu, wspominamy dziś krwawe wydarzenia, które rozegrały się na tej ziemi 60 lat temu. Ogarniamy naszą pamięcią wszystkie ofiary mordów i pogromów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, a także na Chełmszczyźnie. (…) Zbrodnia wołyńska jest wstrząsającym przykładem całego zła, jakie dokonało się między Polakami i Ukraińcami w minionym stuleciu. (…) Łącznie, do grudnia 1943 roku, w krwawych wypadkach wołyńskich śmierć poniosło od 50 do 60 tysięcy Polaków. W większości ofiarami była bezbronna ludność cywilna, mordowana często ze straszliwym okrucieństwem. (…)
Są tu dziś rodziny pomordowanych. Chcą opłakać swoich najbliższych i dać im godny pochówek. Jesteśmy wdzięczni, Panie Prezydencie [to do Kuczmy], wszystkim Ukraińcom wrażliwego serca, którzy to rozumieją. Dziękujemy za Pańskie słowa współczucia, żalu i przyjaźni. Doceniamy postawę niepodległej Ukrainy, która nas tu gości i która razem z nami pochyla się w bolesnej refleksji nad tragicznymi kolejami naszych wspólnych losów. To jest hołd oddany ofiarom i prawdzie. (…) 
Za masakrę popełnioną na polskiej ludności nie można obwiniać narodu ukraińskiego. Nie ma narodów – winowajców. Za zbrodnie i złe uczynki odpowiedzialność ponoszą zawsze konkretni ludzie. 
Trzeba jednak wyrazić moralny protest wobec ideologii, która doprowadziła do “akcji antypolskiej”, zainicjowanej przez część Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Wiem, że te słowa wielu mogą zaboleć. Ale żaden cel, ani żadna wartość, nawet tak szczytna jak wolność i suwerenność narodu, nie może usprawiedliwiać ludobójstwa, rzezi cywilów, przemocy i gwałtów, zadawania bliźnim okrutnych cierpień.(…)


    Wspólnie – i my, i Wy – powinniśmy odróżniać jasne karty historii od ciemnych. Chcemy budować nasze pojednanie na prawdzie: dobro nazywać dobrem, a zło złem. Dlatego powtarzam – w hołdzie ofiarom i prawdzie – że nie może być żadnego usprawiedliwienia dla odwetu. 
Dziś, właśnie dziś, trzeba powiedzieć o błędach polskiej polityki wobec społeczności ukraińskiej w okresie międzywojennej Rzeczypospolitej. Podczas gdy Polacy mogli cieszyć się odzyskaną niepodległością, Ukraińcy nie mieli własnego, suwerennego państwa. Wielu z nich, będąc polskimi obywatelami, doznało niezasłużonych krzywd i cierpień. (…) A potem lata wojny sprawiły, że stwardniały ludzkie serca. (…) Za krew odpłacano krwią. Z polskich rąk ginęli ukraińscy bracia i sąsiedzi. (…) Trudno dziś przyjąć pełną prawdę o tamtych wydarzeniach, bo to jest prawda o tym, jakich potworności potrafi dopuścić się człowiek. Chylę czoło przed pamięcią niewinnie pomordowanych Polaków i Ukraińców. (…)

    Nie umiem rozstrzygnąć, czy sprawowany urząd daje mi prawo, abym w imieniu wszystkich Polaków mógł przebaczać i wyrażać skruchę. (…) Bardzo chciałbym jednak, aby słowa przebaczenia i pojednania zostały z obu stron wypowiedziane. (…)

    Nie sporządzajmy bilansu krwi i cierpień – bo to droga donikąd. Wspólnie skłońmy głowy w zadumie, w modlitwie, we współczuciu. (…) Czynimy krok ku pojednaniu. Stąd, z dawnego Porycka, miejsca naznaczonego tragiczną historią, zwracam się do Polaków i Ukraińców – o szczery dialog, zrozumienie i wzajemną wrażliwość. Otwórzmy nasze serca, wyjdźmy sobie naprzeciw. (…)”

  9. Strach przed świadkami Wołynia

    http://www.rp.pl/artykul/2,333723_Zaryn__Strach_przed_swiadkami_Wolynia.html

    RZ: Czy ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który walczy o pamięć o pomordowanych na Wołyniu Polakach, nie odgrywa u nas roli podobnej do Eriki Steinbach w Niemczech, walczącej tam o pamięć o wypędzonych Niemcach?
    Jan Żaryn: Ksiądz Isakowicz-Zaleski przypomina o zbrodni ludobójstwa, która miała miejsce głównie na Wołyniu, a także na terenach całych Kresów Południowo-Wschodnich II Rzeczypospolitej. A więc na terenach, które Polacy własną krwią wywalczyli. Nie byliśmy tam okupantami, jak wypędzeni później Niemcy w Polsce, lecz gospodarzami odrodzonego i niepodległego państwa. Co nie znaczy oczywiście, że to państwo nie pozostawało w konflikcie z sąsiadami, a także mniejszością ukraińską, której część elity politycznej nie miała ochoty pozostawać w granicach Polski. „Gazeta Wyborcza”, porównując ks. Isakowicza-Zaleskiego do Eriki Steinbach, być może nieświadomie – tego nie wiem, uznaje chyba, że II RP była tożsama z Generalnym Gubernatorstwem czy też komisariatami Rzeszy na Wschodzie.
    „Gazeta” zarzuciła ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu, że tak jak pani Steinbach widzi tylko prawdę niemiecką, tak on widzi tylko prawdę polską. Że nie uwzględnia okoliczności historycznych.
    Ks. Isakowicz-Zaleski nie jest historykiem z wykształcenia, jest za to osobiście zaangażowany w to, co się działo na Kresach Południowo-Wschodnich, ponieważ dotyczyło to jego bliskiej rodziny. Dlatego uważam, że ma pełne prawo do swojej subiektywnej wizji rzezi wołyńskiej. To tak jakbyśmy zarzucali świadectwom żydowskim, że opowiadają jednostronnie o Holokauście. Opowiadają o tym w ten sposób, ponieważ zostali w sposób brutalny i bezpośredni tą zbrodnią dotknięci.

    Może więc ks. Isakowicz-Zaleski, podobnie jak Żydzi, jest jednak w pewien sposób jednostronny?
    Badania historyczne prowadzone choćby przez państwa Władysława i Ewę Siemaszków, a także grono innych kompetentnych naukowców jak prof. Władysław Filar czy prof. Waldemar Rezmer, potwierdzają w pełni świadectwa ofiar i ich rodzin, w tym ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Ustalenia dokonane na podstawie dokumentacji Delegatury Rządu na Kraj czy dokumentacji Armii Krajowej z tamtego regionu pokazują, że znaczna część polityków i dowódców ukraińskich dotknięta odmową ze strony Niemiec utworzenia samodzielnej Ukrainy chciała wykorzystać sytuację geopolityczną i okupację niemiecką tych terenów, by zrealizować akcję czystki etnicznej, od końca 1942 r. (czyli po likwidacji gett przez Niemców) wymierzoną w mniejszość polską zamieszkującą w wioskach i małych miasteczkach. Warto dodać, że akcja ta w latach 1942 – 1945 z nasileniem w lipcu 1943 r. na Wołyniu od początku miała znamiona akcji systemowej, w pełni przemyślanej, a następnie wykonanej zgodnie z planem. Pacyfikowano od wschodu do zachodu, wieś po wsi, a ludność łącznie z kobietami i dziećmi w koszmarny sposób mordowano. Do dziś te opisy zbrodni budzą zgrozę: obcinanie kończyn, piersi i pośladków, rzucanie noworodkami o ściany, wkładanie zardzewiałych prętów w odbyt itd. Wreszcie podpalanie całych wiosek, by pozostali przy życiu nie mieli gdzie wracać. Straszne.
    Tyle że Polacy na Wołyniu nie pozostawali Ukraińcom dłużni.
    To prawda. Akty samoobrony Polaków, które wystąpiły w związku z doświadczeniem zbrodni ludobójstwa ze strony nacjonalistów ukraińskich, w tym UPA, wzmagały się z roku na rok. Ale te akty samoobrony były wywołane ludobójstwem ze strony ukraińskiej, więc nie wolno mylić kolejności zdarzeń. Próba przyrównywania zbrodni ukraińskiej do odwetowych nawet aktów AK na tamtych terenach jest myleniem zjawisk historycznych i niepatrzeniem na historię przez pryzmat ciągów przyczynowo-skutkowych, lecz przez jakiś pryzmat ideologiczny. W sumie na samym tylko Wołyniu zginęło ok. 60 tys. Polaków, na całym tym obszarze ponad 100 tysięcy. Należy też pamiętać o Ukraińcach „sprawiedliwych”, którzy mimo nacisków otoczenia chronili Polaków (często z rodzin mieszanych) przed nosicielami czystek. Romuald Niedziełko stworzył ich imienną listę, obejmującą ponad 500 nazwisk.
    Dlaczego postulaty ks. Isakowicza-Zaleskiego budzą dziś takie emocje? Przecież nie domaga się on odszkodowań, walczy jedynie o pamięć poległych i o to, by nazywać rzeczy po imieniu. Nie powinno to budzić kontrowersji, zwłaszcza wśród Polaków.
    Problem polega na tym, że w latach 90. państwo polskie zostawiło tę część Polaków, którzy przeżyli zbrodnię wołyńską samym sobie, nie wspierając naturalnego dążenia ludzi do okazania im najmniejszego współczucia i prawa do sprawiedliwości. A właśnie obowiązkiem państwa jest nie tylko tych ludzi honorować, ale i przekazywać pozostałym Polakom wiedzę, aby mogli się utożsamić z tamtą tragedią. Przypomnę także, że m.in. dzięki takim instytucjom jak Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z Andrzejem Przewoźnikiem na czele udało się w ostatnich latach wykonać olbrzymią pracę dotyczącą próby upamiętnienia na tamtych terenach tysięcy miejsc spoczynku polskich pomordowanych. Do tego dobrego ogródka można wrzucić działania IPN, m.in. konferencję, która miała miejsce w 65. rocznicę ludobójstwa na Wołyniu (czyli rok temu), która pokazała, że można mówić językiem historycznym o tych dramatycznych czasach i z której to konferencji jest przygotowywany materiał – lada miesiąc ukaże się w księgarniach.
    Jednak w odróżnieniu od środowisk samych poszkodowanych czy środowisk stricte historycznych, ks. Isakowicz-Zaleski jest postacią medialną, znaną, z większą siłą dotarcia do opinii publicznej. I to jest największa jego wada. Dopóki środowisko Kresowian było przytłumione i media się nim nie interesowały, dopóty sprawy rzekomo nie było. Ks. Isakowicz—Zaleski tę sprawę nagłaśnia i tym samym staje w poprzek pewnego rodzaju poprawności politycznej.
    Na czym miałaby polegać taka poprawność polityczna?
    Pewne kręgi intelektualne próbują w sposób fatalny dla polskiej racji stanu uzależniać dzisiejsze dobre relacje polsko-ukraińskie od przekłamania dziejów II wojny światowej w aspekcie relacji polsko-ukraińskich. Tworzy się atmosferę, w której mówienie prawdy o historii relacji polsko-ukraińskich utrudnia przyjaźń z punktu widzenia wspólnych interesów politycznych. Trzeba ewidentnie dawać stronie ukraińskiej do zrozumienia, że historia, jaka była, taka była i będziemy o niej mówić niezależnie od dobrego samopoczucia naszych współczesnych przyjaciół politycznych, ale w żadnym stopniu nie chcemy tego rozpamiętywania traktować utylitarnie jako powodu do utrudniania sobie naszych relacji współczesnych. Nie może strona ukraińska żądać, byśmy sami sobie niszczyli tożsamość narodową tylko dlatego, że komuś z zewnątrz to przeszkadza. Trudno sobie wyobrazić, by np. narodowi żydowskiemu ktoś odmówił prawa do pamiętania o tragicznej przeszłości. Gorzej, że wśród Polaków pojawiają się tacy, którzy tego prawa innym Polakom odmawiają.
    W jakim celu ktoś miałby odmawiać innym prawa do pamięci?
    Zastanawiam się nad kondycją intelektualną tej części polskiej inteligencji, która – mówiąc potocznie – pozostaje pod wpływami „Gazety Wyborczej”. Jest to wynik pewnej obawy przed rozbudzeniem nadmiernej wrażliwości propolskiej, której efektem, zdaniem niektórych, może być stworzenie olbrzymiego zagrożenia dla narodu polskiego, czyli nacjonalizmu, szowinizmu i wszystkiego, co stanowi rzekomą spuściznę II RP. Jest to o tyle niedorzeczne, że nie mamy żadnego widocznego zagrożenia tworzeniem się rzekomego nacjonalizmu w Polsce, a spuścizny II RP nie musimy się wstydzić. Mamy za to bardzo widoczny upadek postaw patriotycznych. W związku z tym niezauważanie tego, co jest rzeczywistym zagrożeniem, i funkcjonowanie w jakichś wyobrażeniach jest wynikiem nieznajomości społeczeństwa polskiego.
    „Polska pamięć ma być tłumiona, a nie rozbudowywana, bo wybuchnie niezdrowy szowinizm z elementami faszyzmu” – to dość patologiczne widzenie społeczeństwa polskiego, zarówno niezgodne z prawdą, jak i świadczące o opinii tego środowiska o Polakach.
    Jan Żaryn jest historykiem, doradcą prezesa IPN, profesorem UKSW
    Rzeczpospolita

  10. Sejm: uchwała ws. tragedii Polaków na Kresach

    http://wiadomosci.onet.pl/2008894,11,sejm_uchwala_ws_tragedii_polakow_na_kresach,item.html

    Sejm przyjął przez aklamację uchwałę w sprawie „tragicznego losu Polaków na Kresach Wschodnich”. W uchwale podkreślono, że tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej „winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń”.
    W uchwale przypomniano, że w lipcu mija 66. rocznica „rozpoczęcia przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię na kresach II Rzeczypospolitej tzw. antypolskich akcji – masowych mordów o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych”.

    „Sejm RP składa hołd pomordowanym rodakom i obywatelom polskim innych narodowości oraz członkom Armii Krajowej, Samoobrony Kresowej i Batalionów Chłopskich, którzy podjęli dramatyczną walkę w obronie polskiej ludności cywilnej i przywołuje bolesną pamięć o ukraińskich cywilnych ofiarach” – głosi uchwała.

    Posłowie wyrazili też „szczególne uznanie i wdzięczność tym Ukraińcom, którzy często z narażeniem własnego życia pomagali i ratowali swych polskich sąsiadów”.

    Jak podkreślono, tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej „winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń”, co – jak napisano – jest zadaniem „dla wszystkich władz publicznych w imię lepszej przyszłości i porozumienia narodów naszej części Europy, w tym szczególnie Polaków i Ukraińców”.

    11 lipca 1943 r. rozpoczęła się masowa akcja przeciwko ludności polskiej przeprowadzona przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) na Wołyniu, określana mianem rzezi wołyńskiej. Podczas niej zginęło od 30 do 60 tys. Polaków. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10-12, a nawet 20 tys. ofiar, przy czym część ofiar zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do sprawców rzezi.

  11. Sejm uczcił ofiary UPA
    http://www.rp.pl/artykul/2,334458_Sejm_uczcil_ofiary_UPA.html
    Uchwała czcząca ofiary mordów na Polakach na Kresach Wschodnich, którą przyjął dzisiaj Sejm, zawiera błędy merytoryczne. Ale rodziny ofiar są usatysfakcjonowane. – To krok w dobrym kierunku powiedział „Rz” ks Tadeusz Isakowicz-Zaleski

    Ustawa upamiętniająca Polaków – mieszkańców Wołynia i Polesia na przyjęcie przez Sejm czekała prawie rok. W 2008 roku propozycję uznania 14 lipca Dniem Pamięci o Polakach Pomordowanych na Kresach złożyło Polskie Stronnictwo Ludowe. Projekt nie doczekał się wówczas poddania pod sejmowe głosowanie.
    – Zablokował go marszałek Bronisław Komorowski – mówił „Rz” Jarosław Kalinowski (PSL), wówczas wicemarszałek Sejmu.
    Dzisiaj Sejm zdecydował się jednak oddać hołd ofiarom mordów UPA. W środę przez aklamację uchwałę w sprawie „tragicznego losu Polaków na Kresach Wschodnich”. W uchwale podkreślono, że tragedia Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej „winna być przywrócona pamięci historycznej współczesnych pokoleń”.
    – Bardzo pozytywne jest to, że w uchwale wskazano imiennie sprawców okrutnych mordów na Polakach. Napisano w niej, że za zbrodnie odpowiadają ukraińskie bojówki OUN i UPA – mówi „Rz” ks Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
    Kapelan zaangażowany w upamiętnienie ofiar zbrodni na Kresach Wschodnich dodaje, że cieszy go również wskazanie, że ofiarami mordów UPA byli też obywatele polscy innych narodowości min. Żydzi i Ormianie. – O tym, że UPA mordowało również Ormian wcześniej nie mówiono publicznie – zaznacza ks Isakowicz-Zaleski.
    W sejmowej uchwale napisano, że Sejm RP składa hołd pomordowanym rodakom i obywatelom polskim innych narodowości oraz członkom Armii Krajowej, Samoobrony Kresowej i Batalionów Chłopskich, którzy podjęli dramatyczną walkę w obronie polskiej ludności cywilnej i przywołuje bolesną pamięć o ukraińskich cywilnych ofiarach. Wyraził również podziękowanie Ukraińcom, którzy z narażeniem życia ukrywali Polaków przed bojówkami UPA.
    Rodziny Polaków pomordowanych na Kresach Wschodnich cieszy uchwała Sejmu. Ale wskazują też na poważne błędy merytoryczne jakie w niej wystąpiły. W przyjętej przez parlament odezwie mowa jest o tym, że mordy Polaków na Ukrainie rozpoczęły się 14 lipca 1943 roku. A to nieprawda. Napady bojówek OUN i UPA na polskie wsie na Wołyniu zaczęły się już pod koniec 1942 roku.
    – Akcja ta w latach 1942 – 1945 z nasileniem w lipcu 1943 r. na Wołyniu od początku miała znamiona akcji systemowej, w pełni przemyślanej, a następnie wykonanej zgodnie z planem. Pacyfikowano od wschodu do zachodu, wieś po wsi, a ludność łącznie z kobietami i dziećmi w koszmarny sposób mordowano.- mówił „Rz” dr Jan Żaryn, historyk IPN- Do dziś te opisy zbrodni budzą zgrozę: obcinanie kończyn, piersi i pośladków, rzucanie noworodkami o ściany, wkładanie zardzewiałych prętów w odbyt itd. Wreszcie podpalanie całych wiosek, by pozostali przy życiu nie mieli gdzie wracać.
    W sejmowej uchwale zbrodni UPA nie określono wprost „zbrodnią ludobójstwa”, ale zaznaczono, że nosi ona takie znamiona.
    – Szkoda, że parlamentarzyści nie powiedzieli pełnej prawdy, ale na razie dobre i to. To bardzo duży sukces rodzin pomordowanych i ich przyjaciół, którzy w ostatnim czasie skonsolidowali swoje siły i poprzez protesty przebili się do mediów.- mówi w rozmowie z „Rz” ks Tadeusz Isakowicz-Zaleski
    Rzeczpospolita

  12. KRZYŻE I PIKIETY
    ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski „Gazeta Polska”,

    http://www.niezalezna.pl/article/show/id/22870

    Donaldowi Tuskowi zabrakło honoru i odwagi, aby w drodze do Kijowa złożyć kwiaty na polskich mogiłach na Wołyniu. Mimo to po raz pierwszy głos rodzin kresowych tak mocno przebił się do mediów.
    Po raz pierwszy środowiska kresowe, kombatanckie i patriotyczne, pomimo różnic politycznych i pokoleniowych, podjęły wspólne działania w sprawie uczczenia pamięci Polaków zgładzonych na Wołyniu w krwawą niedzielę 11 lipca 1943 r. Po raz pierwszy też głos rodzin kresowych tak mocno przebił się do mediów. Po raz pierwszy także w Telewizji Polskiej przez kilka dni ukazywały się (w sobotę 11 lipca br. TVP Info prawie non stop) prawdę o tych wydarzeniach. Paradoksalnie do tego przyczyniły się haniebna decyzja KUL, jak również kamienne serca wielu polskich polityków, nieczułych na cierpienie rodzin kresowych, które wciąż nie mogą po katolicku pochować kości swoich krewnych.

    Wstępem do obchodów była XV Pielgrzymka Kresowian na Jasną Górę. Wydarzenia te odbyły się dzięki gościnności i odwadze paulinów, którzy po raz kolejny udowodnili, że otoczone ich opieką sanktuarium narodowe było i jest oazą wolności. Msza św. w kaplicy Cudownego Obrazu bardzo umocniła duchowo środowisko.

    Po mszy odbyło się Forum Kresowe, podczas którego mówiono m.in. o problemach polskiego szkolnictwa na Kresach, a także języka i własności polskiej na Litwie, o niszczeniu polskiego dorobku kulturalnego na Białorusi i Ukrainie, a także o sprawie upamiętnienia miejsc kaźni oraz o ukrainizacji archidiecezji lwowskiej. Po raz pierwszy patronat przyjął prezydent Lech Kaczyński, a prawie tysiącosobowa frekwencja przeszła najśmielsze oczekiwania.

    Kolejnymi wydarzeniami były pikiety Kresowian i ich przyjaciół pod konsulatami w Lublinie i Krakowie. Na tę drugą przyszło prawie 200 osób czujących potrzebę wyrażenia solidarności w tej sprawie. Bardzo pozytywną rolę odegrał krakowski klub „GP”.

    Przed wejściem do konsulatu zapalono znicze ułożone w kształcie krzyża i rozwieszono kilka transparentów. Odczytano także apel do prezydenta Wiktora Juszczenki i premier Julii Tymoszenko, w którym rodziny pomordowanych napisały: „Pomimo 20 lat niepodległości Polski i 18 lat niepodległości Ukrainy krzyże ustawiono zaledwie na 8 proc. zbiorowych mogił. Pozostałe miejsca kaźni, kryjące szczątki 150 tys. okrutnie pomordowanych Polaków i dziesiątków tysięcy przedstawicieli innych narodowości, są nadal pozbawione jakiegokolwiek upamiętnienia. […]. Prawo do upamiętnienia mogił pomordowanych należy do podstawowego katalogu praw człowieka oraz do norm obowiązujących w Unii Europejskiej, do której struktur tak bardzo pragnie wejść dzięki poparciu Polski Ukraina. […] Jeżeli nasz apel nie odniesie pozytywnego skutku, to oświadczamy, że podejmiemy kolejne akcje protestacyjne przed placówkami konsularnymi Ukrainy w Polsce oraz wystąpimy do władz Unii Europejskiej i innych instytucji międzynarodowych z prośbą o stosowne interwencje dyplomatyczne”.

    Obie pikiety były osłaniane przez policję, która jednak nie interweniowała. ….

  13. „Było sobie miasteczko” – film o zagładzie Kisielina na Wołyniu – część 1.

    „Było sobie miasteczko” – film o zagładzie Kisielina na Wołyniu – część 2.

    „Było sobie miasteczko” – film o zagładzie Kisielina na Wołyniu – część 3.

    „Było sobie miasteczko” – film o zagładzie Kisielina na Wołyniu – część 4.

    „Było sobie miasteczko” – film o zagładzie Kisielina na Wołyniu – część 5.

  14. Listy do min. Grzegorza Schetyny i do prokuratury w Krakowie 2009-07-21

    http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=1983&PHPSESSID=f22ed1c1e33aad81505ec06144b73cda

    W związku z promowanie faszystowskich ideałów Stepana Bandery i Ukraińskiej Powstańczej Armii wysłałem dwa listy. Jeden do ministra Grzegorza Schetyny, drugi do prokuratury w Krakowie. Pierwszy jest listem otwarty, drugi zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa.

    O sprawie poinformowało Radio Kraków: Link do informacji, którą cżęściowo można odsłuchać.

    http://www.radiokrakow.pl/www/home.nsf/ID/DURK-7U5KEC

    Organizatorzy XXVII Watry Łemkowskiej wbrew doniesieniom prasowym zaprzeczają propagowaniu treści banderowskich.

    .

    W. Szan Pan Minister

    Grzegorz Schetyna

    Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji

    Szanowny Panie Ministrze!

    W dniach 17-19 lipca 2009 r. odbywała się w Zdyni k. Gorlic XXVII Watra Łemkowska. Festiwal ten, organizowany przez Związek Łemków w Polsce, otrzymał honorowy patronat ze strony Pana Prezydenta RP oraz wparcie finansowe z budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Dobrze, że mniejszości etniczne i narodowościowe pielęgnują swoje tradycje. Dobrze, że państwo polskie je w tym wspomaga. Źle jednak, że niektóre z tych świąt stają się okazją do propagowania idei antypolskich i faszystowskich.

    Dlatego też w formie listu otwartego pragnę Panu Ministrowi zwrócić uwagę na to, że na wspomnianej Watrze doszło do złamania prawa polskiego. Dowodem są następujące informacje prasowe.

    W „Dzienniku Polskim” z dnia 20 lipca br. redaktor Monika Kowalczyk w reportażu z Watry napisała: „Igor Panas z wykształcenia matematyk, z zawodu fotograf przyjechał do Zdyni z Lwowa. Jest Ukraińcem. Nosi czerwoną koszulkę z wizerunkiem Stepana Bandery. Miał w rodzinie banderowców, członków Ukraińskiej Powstańczej Armii. – Mam pełne prawo nosić tę koszulkę, bo sercem jestem banderowcem – mówi. Nie ma łemkowskich korzeni, ale do Zdyni przyciągnęła go dobra sława, jaką otoczona jest organizowana tam od dwudziestu lat łemkowska watra.”

    Z kolei w dodatku krakowskim do „Gazety Wyborczej”, także z dnia 20 lipca br., redaktor Ireneusz Dańko napisał: „Na straganach nie brakowało np. wydawnictw o Ukraińskiej Powstańczej Armii. – Stepan Bandera to nasz narodowy bohater. Z Polakami też walczył, ale jako chrześcijanin nie splamił się krwią niewinnych osób – zaręczał młody fotoreporter ze Lwowa w koszulce z podobizną przywódcy UPA odpowiedzialnej za rzeź polskich wsi na Wołyniu”

    W świetle badań historycznych, jak i uchwały sejmowej przyjętej przez aklamację przez Sejm RP w dniu 15 lipca 2009 r., Stepan Bandera, szef terrorystycznej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów był zbrodniarzem. W okresie międzywojennym przyczynił się do zabójstwa kilku polskich urzędników, w tym też do zabójstwa Pańskiego poprzednika na urzędzie, ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego i lwowskiego kuratora oświaty Stanisława Sobińskiego, za co został skazany prawomocnym wyrokiem sądowym. Karę śmierci zamieniono mu na dożywocie, a we wrześniu 1939 r. ze względów humanitarnych wypuszczono go z więzienia. Bandera cały czas kolaborował z Niemcami, a jego formacja wzięła udział w ludobójstwie Żydów, Ormian i Polaków, a także tych Ukraińców, którzy ratowali Polaków.

    Gdyby na jakimkolwiek festiwalu kultury niemieckiej, nawet w samych Niemczech, ktoś nosił na sobie koszulkę z Adolfem Hitlerem czy Heinrichem Himmlerem oraz sprzedawałby książki wychwalające SS i Gestapo, to wybuchłby skandal, a władze, nie tylko polskie, interweniowałyby.

    Ze smutkiem muszę stwierdzić, że od pewnego czasu podległe Panu Ministrowi służby bagatelizują problem propagowania przez nacjonalistów ukraińskich treści faszystowskich, a na gloryfikację zbrodniczej Ukraińskiej Powstańczej Armii, wręcz przymykają oczy, na co są liczne dowody.

    Jako krewny pomordowanych przez banderowców Polaków i Ormian apeluję do Pana o zajęcie się opisaną sprawą oraz o poinformowanie opinii publicznej o podjętych krokach, które w przyszłości uniemożliwiłyby gloryfikację faszystowskich zbrodniarzy.

    z wyrazami szacunku

    ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

  15. Wołyń we krwi
    Niedziela 28/2009

    http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IH/niedziela200928-wolyn.html

    Z Ewą Siemaszko — autorką publikacji o mordach ukraińskich nacjonalistów na Polakach z Wołynia i Małopolski Wschodniej — rozmawia Anna Cichobłazińska

    Autorka prac na temat ludobójstwa popełnionego przez Ukraińców na Polakach w latach II wojny światowej. Współautorka wystaw „ Zbrodnie NKWD na Kresach Wschodnich II RP, czerwiec — lipiec 1941” i „Wołyń naszych przodków. Śladami życia — czas zagłady”; opracowań „ Z dziejów konspiracji wojskowej na Wołyniu 1939-1944” w pracy zbiorowej „Armia Krajowa na Wołyniu”; „Terror ukraiński i zbrodnie przeciwko ludności dokonane przez OUN-UPA na ludności polskiej na Wołyniu w latach 1939-1945” w „Studiach Polonijnych”; „Mordy ukraińskie na Wołyniu w czasie II wojny światowej” w pracy zbiorowej „Europa NIE-prowincjonalna” — Nagroda im. Józefa Mackiewicza. Wraz z ojcem Władysławem Siemaszką napisała dwutomową pracę „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”

    Anna Cichobłazińska: — Czy mogłaby Pani nakreślić historyczne tło konfliktu polsko-ukraińskiego, które stało u podstaw ukraińskich mordów na Polakach w okresie II wojny światowej?

    Ewa Siemaszko: — Taki szkic należy zacząć od przełomu XIX i XX wieku, kiedy to formowała się ukraińska świadomość narodowa i równocześnie wśród ukraińskich elit umysłowych, głównie na ziemiach Rzeczypospolitej pod zaborem austriackim, wzrastały pragnienia utworzenia państwa ukraińskiego. Okazją do zdobycia niepodległości jawiła się I wojna światowa — nie tylko Polakom, ale także Ukraińcom. Polacy myśleli o powrocie do granic sprzed rozbiorów, tymczasem na tych ziemiach ukraińskie elity pretendowały do własnego państwa. Zbrojne zderzenie niepodległościowych dążeń polskich i ukraińskich miało miejsce w latach 1918-19 na terenie Małopolski Wschodniej, w szczególności w walkach o Lwów, które małopolscy Ukraińcy przegrali. Polska nie tylko zachowała wówczas Małopolskę, ale obroniła się przed nawałą bolszewicką w 1920 r., czego konsekwencją był traktat pokojowy w Rydze z ZSRS i USRS, w wyniku którego Wołyń i Małopolska Wschodnia — tereny, na których obok siebie żyli przez kilkaset lat Polacy i Ukraińcy — przypadły Polsce. Z sytuacją tą nie mogły się pogodzić ukraińskie kręgi o ambicjach niepodległościowych, zrzeszając się w antypolskie organizacje, z których dwie miały istotny wpływ na społeczeństwo ukraińskie: w latach 1920-29 Ukraińska Organizacja Wojskowa (UWO) oraz od 1929 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Obie te organizacje uprawiały w okresie międzywojennym terrorystyczną antypaństwową działalność, tj. sabotaże, dywersje, zamachy oraz antypolską agitację, w czym szczególnie wyróżniła się OUN. Antypolskie działania były zwalczane przez państwo polskie, które odzyskawszy niepodległość po 123 latach niewoli, dbało o zachowanie integralności terytorialnej i utrwalenie polskiego stanu posiadania, a te działania wywoływały niezadowolenie mas ukraińskich i wzrost popularności OUN. Sprzeczność ukraińskich i polskich interesów — zresztą wówczas nie do pokonania — nie musiała doprowadzić do rzezi Polaków w latach 1943-46 na Wołyniu i w Małopolsce. Główną przyczyną stała się skrajnie faszystowska doktryna nacjonalizmu ukraińskiego Dmytra Doncowa, którą OUN przyjęła jako swą ideologię. W realizacji celów narodowych ideologia ta zakładała posługiwanie się bezwzględnością, fanatyzmem, nienawiścią, tzw. twórczą przemocą, co zostało sprzężone z ouenowską koncepcją państwa ukraińskiego jako jednolitego pod względem narodowościowym. Przykładem wizji przyszłego państwa bez innych narodowości była odezwa Wielkiego Zboru Ukraińskich Nacjonalistów w sierpniu 1939 r., w której postulowano: „Ukraina dla Ukraińców! Nie pozostawić piędzi ziemi ukraińskiej w rękach wrogów i obcoplemieńców!”. OUN postanowiła więc wywalczyć państwo ukraińskie drogą bezwzględnego i bezlitosnego usunięcia nie-Ukraińców z terenów przyszłego państwa, przede wszystkim Polaków, nie wykluczając ich wymordowania. Za taką dziejową okazję OUN uznała II wojnę światową, toteż pierwsza fala zbrodni na Polakach, której sprawcami byli zarówno nacjonaliści, jak i komuniści ukraińcy, przetoczyła się we wrześniu 1939 r. Tzw. porządki sowieckie zaprowadzone po napaści Związku Sowieckiego na Polskę 17 września powstrzymały zbrodnie dokonywane na Polakach przez Ukraińców.
    Napaść Niemiec na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r. wykorzystana została przez OUN — kolaborującą zresztą z Rzeszą hitlerowską od 1933 r. — do proklamacji państwa ukraińskiego we Lwowie, co zostało od razu przez władze niemieckie unieważnione. Mimo to pod okupacją niemiecką sytuacja dla działań OUN była sprzyjająca — Niemcy tolerowali antypolskie wystąpienia Ukraińców. Toteż, począwszy od czerwca 1941 r., OUN prowadziła w społeczeństwie ukraińskim bardzo intensywną pracę polegającą na generowaniu nienawiści wobec sąsiadów Polaków, z którymi wcześniej były poprawne stosunki, i przekonywaniu o konieczności zniszczenia Lachów. Nastąpiło to na początku 1943 r., kiedy to OUN utworzyła tzw. Ukraińską Powstańczą Armię.

    — W lipcu i sierpniu 1943 r. mordy na Polakach na Wołyniu osiągnęły apogeum. Niedziela 11 lipca stała się datą symbolizującą ludobójstwo na tych terenach, ale przecież rzeź Polaków trwała już od kilku miesięcy, a zakończyła się długo po tej dacie…

    — Pierwsze budzące niepokój napady miały miejsce na Wołyniu jeszcze w 1942 r., szczególnie w drugiej połowie roku. Ofiarami były pojedyncze osoby i rodziny. Najprawdopodobniej był to swoisty test na reakcję polską, sprawdzanie, czy Polacy mają jakąś zorganizowaną obronę. Do mordów masowych dochodziło od początku roku 1943 — w pierwszym dużym napadzie 9 lutego 1943 r. wymordowano całkowicie polską kolonię Parośla w powiecie sarneńskim. Zginęło wówczas ponad 150 osób. Rzeziami ogarnięte były najpierw dwa powiaty północno-wschodnie — kostopolski i sarneński, od kwietnia napady rozszerzyły się na pozostałe powiaty wschodnie, w czerwcu doszedł centralny łucki. W lipcu nastąpiło apogeum zbrodni — na wielką skalę OUN-UPA zaatakowały Polaków w zachodnich powiatach, w których dotąd był spokój — horochowskim i włodzimierskim, w części kowelskiego, ale też przeprowadzane były akcje na mniejszych fragmentach pozostałych powiatów. 11 lipca jest tą symboliczną datą ludobójstwa Polaków wołyńskich, w której skupiane są uroczystości rocznicowe, ponieważ w tym właśnie dniu, była to niedziela, OUN-UPA uderzyła jednocześnie na około 100 osiedli, w których żyli Polacy. Charakterystyczne dla tego dnia były napady na wiernych w kościołach — w Kisielinie, Porycku, Chrynowie, Zabłoćcach i kaplicy w Krymnie, podczas których zginęli też trzej kapłani. Na tych parafiach nie kończy się zresztą lista świątyń, w których zginęli wierni — były to napady w innych terminach, a ponadto dziesiątki kościołów i kaplic zniszczono i spalono bez wiernych. A przecież napastnicy byli chrześcijanami…
    W sierpniu nastąpiła kolejna potężna fala mordów w zachodnich powiatach i wybranych rejonach innych powiatów, w której zginęła podobna do lipcowej liczba Polaków. W tym czasie rzezie wołyńskie zaczęły rozlewać się na teren Małopolski Wschodniej, gdzie najpierw, jak na Wołyniu, dochodziło do niewielkich napadów, a od początku 1944 r. dokonywano napadów masowych. Wieś wołyńska na początku 1944 r. była już praktycznie pozbawiona Polaków, a w 1945 r., kiedy resztki Polaków były ekspatriowane z Wołynia, zginęło jeszcze kilkadziesiąt osób. W Małopolsce Wschodniej czas rzezi był przesunięty w stosunku do Wołynia o cały rok — tam rok 1944 pochłonął najwięcej ofiar, a mordy trwały aż do zakończenia ekspatriacji w 1946 r.

    — Dlaczego zarówno ukraińskie, jak i polskie państwo unikają wobec zbrodni dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach terminu „ludobójstwo”?

    — Państwo ukraińskie nie tylko nie zamierza uznać zbrodni wołyńsko-małopolskiej za ludobójstwo (nawet „nigdy nie uzna” — przekazał Polakom poprzez Telewizję Polską w lipcu ub.r. — z okazji 65. rocznicy zbrodni na Wołyniu znany ukraiński historyk Ihor Iliuszyn), wręcz nie stanowi ona dla Ukrainy żadnego problemu, poza tym, żeby Polakom nie udało się urządzić upamiętnień w miejscach masowych mogił na Wołyniu i w Małopolsce oraz żeby w Polsce jak najmniej mówiło się o zbrodniach OUN-UPA. Apoteozowanie UPA, jej „rehabilitacja” — działania wywodzące się z Wołynia i Małopolski, czyli terenów, gdzie UPA powstała i działała, i gdzie obecnie następuje rozrost nacjonalizmu ukraińskiego — mają stanowić antysowiecką tradycję historyczną, czyli własną, na której miałaby się budować tożsamość narodowo-państwowa. Służą temu zakłamane publikacje, nauczanie w szkole, uroczystości ku czci OUN-UPA i jej przywódców, budowanie im pomników, a wszystko to odbywa się pod państwowym patronatem prezydenta Juszczenki. W tej sytuacji przyznanie, że OUN-UPA dokonała ludobójstwa, byłoby poważnym naruszeniem kształtowanego bohaterskiego wizerunku tych organizacji, jej działaczy i członków.
    Z kolei polskim politykom wydaje się, że spełnianie oczekiwań nacjonalistów ukraińskich, które błędnie traktują jako oczekiwania całej Ukrainy, gdy w części wschodniej jest więcej przeciwników UPA niż sympatyków, stanowi przeciwdziałanie ponownemu uzależnieniu od Rosji, sprzyjanie utrzymaniu niepodległości Ukrainy. Brakuje w tej koncepcji logiki, bowiem wspieranie nacjonalistów ukraińskich, którzy są skażeni antypolskim bakcylem, a jednocześnie silnie antyrosyjscy, a więc nieskłonni do powrotu do stanu sprzed 1991 r., w dłuższej perspektywie może być dla Polski szkodliwe.

    — Zarówno w ubiegłym roku, jak i w tym przedstawiciele rządu i parlamentu unikają udziału w oficjalnych uroczystościach i konferencjach poświęconych ludobójstwu na Wołyniu. Czy rzeczywiście zamykanie oczu na te zbrodnie pomoże stosunkom polsko-ukraińskim, czy tylko odsunie problem? Czy duchy zmarłych upomną się o prawdę? Czy ocaleni z rzezi i ich rodziny, rozsiani po całym świecie, doczekają się godnego traktowania?

    — Te zachowania są wyrazem nie tylko fałszywej koncepcji „niedrażnienia” Ukrainy, ale także słabości intelektualnej, moralnej i charakterologicznej naszych polityków, co z kolei przekłada się na słabość państwa. Nieobecność bowiem na uroczystościach i konferencjach prezydenta, przedstawicieli rządu oraz parlamentu była wynikiem interwencji ambasady Ukrainy i środowisk ukraińskich. W ten sposób nasze władze pokazały, że dają się podporządkowywać obcemu państwu. I to należy postrzegać jako groźne zjawisko. Zamykanie oczu nie wyeliminuje problemu, on będzie wracał. Bagatelizowanie zbrodni jest akceptacją zła, a zaakceptowane zło rodzi następne zło. Trzeba też przypomnieć o powinnościach państwa wobec ofiar i ich rodzin, których funkcjonariusze państwowi nie wypełniają. Ludobójstwo polskich obywateli, członków narodu, który ma swoje państwo, jest traktowane gorzej niż ofiary kataklizmów przyrodniczych.

    — Historycy wciąż spierają się o liczbę ofiar mordu na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Jaka, według Pani badań, była skala eksterminacji ludności polskiej na tych terenach?

    — Na Wołyniu zostało zamordowanych ok. 60 tys. Polaków, natomiast w Małopolsce Wschodniej, tj. na terenie 3 południowych województw — lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego — ok. 70 tys. Polaków, czyli razem ok. 130 tys. Liczby te są sumą liczb udokumentowanych i szacunków, czyli wynikających z analizy wydarzeń przypuszczalnych liczb ofiar. Po kilkudziesięciu latach od zaistnienia zbrodni nie da się ustalić z całą pewnością jej rozmiaru, a zwłaszcza personaliów ofiar, można więc spodziewać się jakichś korekt.

    — Co Pani sądzi o inicjatywie uhonorowania Ukraińców, którzy chronili polską ludność przed śmiercią na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich?

    — To jest słuszna inicjatywa. Wielu Kresowian odczuwa wdzięczność wobec Ukraińców, którzy przyczynili się do ocalenia im życia, i pragnie, by to zostało odpowiednio uhonorowane. Właściwym gestem byłoby ustanowienie państwowego medalu czy nagrody. Jednak jest z tym wiele problemów. Trzeba zauważyć, że większa część „sprawiedliwych Ukraińców” nie jest znana z nazwiska. Ponadto „sprawiedliwi Ukraińcy” już nie żyją, biorąc pod uwagę, że byli wówczas starszymi ludźmi, a właśnie z tej grupy społecznej, w przeważającej części, pochodzili mający odwagę i odczuwający moralny obowiązek ratowania swych sąsiadów Polaków. Żyją natomiast ich potomkowie, ale pojawia się pytanie, czy byliby zadowoleni z wyróżnienia, które stanowiłoby przeciwstawienie oficjalnie propagowanego przez państwo ukraińskie mitu bohaterskich OUN-UPA… Przecież w świetle ideologii i praktyki tych formacji ratujący Polaków byli traktowani jak zdrajcy, niektórzy tę „zdradę” przypłacili nawet życiem. I dlatego dzisiaj na Wołyniu i w Małopolsce spotyka się Ukraińców, którzy boją się rozmawiać o mordach Polaków, boją się pokazać, gdzie znajdowała się zniszczona polska kolonia i wspólna mogiła.
    Na miarę istniejących możliwości tu, w kraju, Kresowianie uwzględniają na tablicach i pomnikach napisy upamiętniające wszystkich Ukraińców, bez wymieniania nazwisk, ratujących Polaków. Inną stosowaną formą pamięci są opisy przypadków pomocy ukraińskiej Polakom we wszystkich publikacjach poruszających tematykę ludobójstwa na Kresach, a nawet wydanie przez Instytut Pamięci Narodowej specjalnego opracowania na ten temat autorstwa Romualda Niedzielki „Kresowa księga sprawiedliwych”.

  16. List do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji
    w sprawie Rajdu im. Bandery
    —– Original Message —–
    From: J. Wieczorek
    To: minister@mswia.gov.pl
    Cc: rzecznik@msz.gov.pl ; rzecznik@mswia.gov.pl
    Sent: Thursday, July 30, 2009 10:18 AM
    Subject: Zapytanie w sprawie rajdu im. Bandery
    Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji
    Grzegorz Schetyna
    Szanowny Panie Ministrze,
    Na portalu Kresy pod adresem :
    http://www.kresy.pl/wydarzenia?zobacz/rajd-im-bandery-przejedzie-przez-polske
    przeczytałem :
    “Rajd im. Bandery przejedzie przez Polskę
    Dnia 1 sierpnia wystartuje pierwszy międzynarodowy dziecięcy kolarski rajd „Europejskimi śladami Stepana Bandery” – poinformowała Rada Miasta Lwowa.

    Młodzi rowerzyści wystartują spod pomnika Bandery w Czerwonogradzie, a następnego dnia przyjadą pod jego pomnik we Lwowie. Dalsza część rajdu prowadzi m.in. przez polskie miasta Sanok, Kraków i Oświęcim. Finisz zaplanowano na 24 sierpnia (Dzień Niepodległości Ukrainy) w Monachium, przy grobie Bandery.“Cel naszej akcji nie polega tylko na tym, żeby uhonorować Stepana Banderę, ale także aby popularyzować wśród ukraińskiej młodzieży zdrowy tryb życia, którego on surowo przestrzegał” – powiedział prezes Fundacji Dobroczynnej “Eko-Miłosierdzie”, organizator rajdu.
    Wcześniej poinformowano, iż Iwanofrankowska Obwodowa Administracja Państwowy wydała 200-stronicowy przewodnik turystyczny “Ścieżkami Ukraińskiej Powstańczej Armii”.
    Stepan Bandera był przywódcą jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której zbrojne ramię, Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), dokonywało od wiosny 1943 roku na Wołyniu i w Galicji Wschodniej czystek etnicznych na ludności polskiej, mordując od 100 do 150 tys. osób. “
    Jako polski obywatel chciałbym wiedzieć jakie jest stanowisko Pana Ministra w tej sprawie. Czy jest już jakaś reakcja MSWiA ? Czy Rajd jest organizowany za wiedzą i zgodą MSWiA ? czy moze takiej zgody nie potrzebuje ?.
    Jak MSWiA zareaguje gdy przez terytorium Polski zostanie zaplanowany np. Rajd komunistów – Szlakiem NKWD, czy Rajd neonazistów – Szlakiem Hitlera ?
    Z poważaniem
    Józef Wieczorek

Dodaj komentarz